piątek, 15 sierpnia 2014

Dzień 32 - ... Nareszcie Santiago !

Dzień 32 

Udało się! Dotarliśmy aż do Santiago de Compostela. Bez bagaży szybko dojechaliśmy pod katedrę, która niestety była w remoncie. Poszliśmy w takim razie po Compstelę, certyfikat potwierdzający przebycie szlaku św. Jakuba, jest wydawany na podstawie pieczątek zbieranych w paszporcie pielgrzyma, Czekając na Mszę Świętą na godzinę 12 kupiliśmy pamiątki, stos pocztówek i porobiliśmy zdjęcia. Wraz z rozpoczęciem Mszy zostało uruchomione wielkie kadzidło - Botafumeiro. Dawniej było używane po to, żeby zmniejszyć przykry zapach pielgrzymów :) Teraz jest to już raczej jedna z atrakcji. Po 15 ruszyliśmy w dalszą drogę na "koniec świata", czyli przylądek Finisterra, miejsce najbardziej wysunięte na zachód Hiszpanii. Dojechaliśmy dziś nad Ocean Atlantycki i spaliśmy mając na niego widok, niedaleko Muros.



Dalsze dni

Kolejne dni były jednym wielkiem odpoczynkiem, plażowaniem, spaniem do godziny 9 i nacieszeniem się wakacji póki jeszcze są. Zostały nam 3 dni bez żadnych planów. W tym czasie jechaliśmy wzdłuż oceanu dłuższą droga do Finisterry. Spaliśmy na dzikiej plaży "pod chmruką", widzieliśmy śliczne wodospady w Estordze, kosztowaliśmy specjałów tutejszej kuchnii - np. ośmiornicę, zbieraliśmy muszelki :) Na koniec zobaczyliśmy też piękny zachód słońca ( na który musieliśmy czekać aż do godziny 22) siedząc na klifie przy samym oceanie. Zrealizowaliśmy też po części tradycję, która mówi, że każdy pielgrzym na sam koniec obmywa się w oceanie i spala się swoje ubrania.

W końcu przyszedł ten dzień, kiedy musieliśmy już wrócić do codzienności, normalnego życia. Za rok wyruszymy gdzieś ponownie :) W końcu w tym wszystkim najważniejsza jest sama podróż, a nie cel wyprawy. Buen Camino!





dzika plaża

Finisterra









wtorek, 12 sierpnia 2014

Dzień 30-31

Dzień 30

Santa Catalina de Samosa - Hospital de la Condesa

Dziś pokonaliśmy najwięcej przewyższeń. Najpierw zdobyliśmy najwyższy szczyt całej drogi francuskiej - Cruz de Ferro (1504 m), znajduje się tam krzyż, gdzie pielgrzymi zostawiają kamienie przywiezione z domu. My żadnego nie wzięliśmy, dlatego zostawiliśmy klapki Madzi,  które się zniszczyły :) Wieczorem wspięliśmy się jeszcze z 600 m na wysokość około 1300 m, do wioski O'Cebreiro. Jest to celtycka miejscowość, w której zdarzył się cud przeistoczenia chleba i wina w prawdziwe Ciało i Krew Jezusa. Uczestniczyliśmy tam w Mszy Świętej, a potem udaliśmy się do albergua na nocleg. 


Dzień 31

Hospital de la Condesa - Monte de Gozo

Zrobiliśmy dzisiaj aż 160 km! Rano czekał nas długi zjazd z góry, było niesamowicie zimno, ale i tak nie odebrało nam to radości śmigania z górki na pazurki ;) Sił dodawała nam też ekscytacja coraz mniejsza odległość do Santiago. Wieczorem dojechaliśmy do wioski obok - Monte de Gozo, znajduje się tam polski albergue donativo, w którym spaliśmy. 














Dzień 28-29

Dzień 28

Rabe de las Calzadas - Bercianos del Real Camino

Droga pielgrzyma jest pełną niespodzianek.. np. jedziesz sobie droga, przejazd zagradza Ci rako-podobne coś i chce się bić. Tylko co to robi pośrodku "pustyni" ? Dziś mieliśmy dużo szczęścia, jechaliśmy płaskowyżem, nie było upałów, wiatru i deszczu. Jednym słowem idealnie. Do tego ta przestrzeń, gdy w zasięgu wzroku nie dostrzegasz nic a nic. Wieczorem przyjęli nad do albergua donativo. Było tam naprawdę uroczo. Instrukcja nakazywała wstawać dopiero o 6 co nas bardzo ucieszyło. Kolacja jest tam zawsze przygotowywana przez pielgrzymów, razem też sprzątaliśmy po niej, a o 21 była modlitwa. Wyglądało to tak, że każdy po kolei trzymał świecę, która była jedynym światłem w pokoju i opowiadał swoje przemyślenia, to co przeżył. Niesamowite doświadczenie, które także dało nam chwilę refleksji nad tym co już osiągneliśmy, co się w nas zmieniło i to kim jesteśmy. 

Dzień 29

Bercianos del Real Camino - Santa Catelina de Samosa

Dzisiaj dotarliśmy do Leon, gdzie znajduje się przepiękna katedra. Dalej byliśmy też w Astordze, w której również można było podziwiać kościół i pałac zaprojektowany przez Gaudiego - katalońskiego architekta, który również zaprojektował świątynię Sagrada Familia w Barcelonie. Astorga jest stolicą czekolady w Hiszpanii. Skusiliśmy się i kupiliśmy parę, żeby ją skosztować.



Katedra w Leon


Pałac Gaudiego

Katedra w Astordze

niedziela, 10 sierpnia 2014

Dzień 25-27

Dzień 25 

Valcarlos - Puente la Reina

Rozpoczynamy zmagania już na szlaku Świętego Jakuba. W pierwszy dzień wjeżdżamy na przełęcz Ibaneta na wysokość 1057 m n.p.m. Główny szlak prowadzi przez inny szczyt, ale dla nas tym bardziej bez rowerów górskich byłby trudny do pokonania. Temu jedziemy trasą alternatywną, która prowadzi głównie przez asfalt. Po południu dojechaliśmy do Pamplony - miasto, gdzie odbywają się w lipcu gonitwy byków przez ulice miasta. Na naszej trasie zaliczyliśmy dziś jeszcze jedną górkę - Puerto del Perdon (679m), zjeżdżaliśmy z niej na kilkupasmowej, asfaltowej drodze, żadne samochody nam nie przeszkadzały i osiągnęliśmy tam rekord prędkości 71 km/h!

Dzień 26


Puente la Reina - Ciruena

Skosztowaliśmy dziś oryginalnego wina Irache ze specjalnego kraniku. Co chwilę mijaliśmy się dziś z "niebieskimi" panami, którzy także na rowerze zmierzali do Santiago. Spotkaliśmy też dziś w Logrono pierwszych polskich pielgrzymów! Noc spędzimy dziś w guardavina, miejscu, gdzie pasterze pilnowali swych plonów

Dzień 27 


Ciruena - Rabe de las Calzadas

W niedzielę pojechaliśmy do Santo Domingo de la Calzada, mieliśmy nadzieję, że pójdziemy tam na Mszę Świętą, ale nie udało nam się. W tej miejscowości w kościele są żywe kury, legenda głosi, że dziewczyna spotkawszy niemieckiego pielgrzyma chciała go uwieść, a gdy się jej nie udało, podrzuciła mu srebrny dzban i oskarżyła go o kradzież. Pielgrzym został skazany na śmierć, a rodzice, wracając z Santiago poszli na niego jeszcze raz spojrzeć. Z wielkim zdumieniem odkryli, że jednak żyje, czym prędzej udali się do sędziego, a on odrzekł, że jeśli ich syn żyje, jego kurczak, którego właśnie jadł też. Wtedy kura ożyła, zamachała skrzydełkami i na pamiątkę tego, w kościele w klatce są dwie żywe kury. Dojechaliśmy też do Burgos, a było naprawdę ciężko z racji wielkiego wiatru wiejącego nam w twarz. Widzieliśmy tam kolejną katedrę, jest ona trzecią najwiekszą katedrą w Hiszpanii. Niestety wejście do katedry, jak i do kościoła w Santo Domingo de la Calzada są płatne. Buen Camino!








czwartek, 7 sierpnia 2014

Dzień 24 W kóncu na szlaku !

Dzień 24

Dzisiaj wjechaliśmy po południu na już oficjalną drogę Camino de Frances w mieście Saint Jean Pied de Port. Przejechaliśmy zaledwie kilkanaście km i stwierdzamy, że jest to dosyć wymagająca trasa! Szlak prowadzi wzdłuż głównej drogi, tylko, że ona pnie się łagodnie w górę, a my non stop wjeżdżamy na jakieś strome górki ;) Zatrzymaliśmy się w albergue w Valcarlos ( jest to już w Hiszpanii !), albergue jest to schronisko dla pielgrzymów, niektóre są donativo, czyli każdy płaci tyle ile chce albo mają z góry narzuconą cenę za nocleg. Dziś mogliśmy swoje ubrania wyprać w pralce i w końcu śpimy na łóżkach po tak długim czasie :D





Pireneje są genialne !

Pireneje są genialne! Takie widoki umilają nam długie podjazdy :) 







 

środa, 6 sierpnia 2014

Dzień 22-23

Dzień 22-23

Po przejechaniu 80 km ok. godziny 15 stwierdziliśmy, że damy z siebie 200% i dojedziemy dziś do Lourdes. Zdążyliśmy nawet na Drogę Światła - procesję, w której odmawia się różaniec w różnych językach, idzie się ze świecami od Groty do wejścia do Kościoła. Następnego dnia zwiedzaliśmy jeszcze Lourdes, uczestniczyliśmy we Mszy Świętej, a koło 16 pojechaliśmy dalej, żeby przybliżyć się do Saint Jean Pied de Port i tam wjechać już na Szlak Św. Jakuba.





Carcassone

Pięknie zachowane francuski zamek w mieście Carcassonne. Warto go zobaczyć !





niedziela, 3 sierpnia 2014

Dzień 20-21

Dzień 20-21

Dziś udało nam się trafić na Mszę Świętą do pięknej katedry w Beziers, gdzie ksiądz pokazał nam nawet obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. We Francji mamy non stop upały, jedynie w nocy przychodzą burze, my zaciekawieni przepięknym miastem Carcassonne jechaliśmy ile sił w nogach, by jak najwięcej tam zobaczyć. Po szybkim zwiedzeniu zamku zjedliśmy obiad i zaczęliśmy szukać miejsca na nocleg. Kolejny dzień był trochę nużący, słońce schowało się za chmurami, a teren zaczął się robić górzysty. Wieczorem trafiliśmy do Nomade Land - taniego campingu, gdzie stał nawet piec do pizzy, zamiast spłuczki w ubikacji był wazon z trocinami ;), ale był ciepły prysznic! Żeby się do niego dostać musieliśmy jechać 2 km stromym podjazdem! Ale było warto ;D